OBÓZ - MOJA WIELKA PRZYGODA


Cześć! Witam was po długiej przerwie. Potrzebowałam jej jak powietrza. Każdy czasami ma taki okres w życiu, kiedy myśli, że to wszystko nie ma sensu.... i mnie dopadło. Na szczęście przyszedł mi z pomocą OBÓZ ZIMOWY. Studiuję wychowanie fizyczne na AWFiS w Gdańsku i jednym z warunków zaliczenia 3 semestru na tej uczelni jest wyjazd do Włoch na narty/snowboard. Początkowo byłam bardzo sceptycznie do tego nastawiona. Chciałam na deskę, ale już nie mialam ochoty kombinować ze zamianą turnusu, wiec zostałam na nartach. Czy żałuję? W tej chwili to ja jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, aczkolwiek na deskę jeszcze wskoczę! 10 dni totalnego wyłączenia z dotychczasowego schematu życiowego. Wszystko zupełnie inaczej. Jak? Zaraz się okaże!


WŁOCHY
Zakochałam się w nich podczas wycieczki szkolnej w 2 gimnazjum, obiecałam sobie, że jeszcze tam wrócę. Mówiąc szczerze, WTEDY myślałam o Rzymie i nigdy nie podejrzewałam samej siebie, że polubię sporty zimowe. Zawsze powtarzałam, że jedyny sport podczas tej pory roku jaki mnie dotyczy to bieganie, ale również powtarzam(jak mantrę), że TYLKO KROWA ZDANIA NIE ZMIENIA, a nawet i ona to robi...
Byłam oburzona, jak można zmuszać nas-studentów (a raczej w większości naszych rodziców) do takiego wydatku, że to za dużo, że po co, dlaczego i w jakim celu? Teraz rozumiem. Nie wiem jak inni to odebrali, ale ja tak wspaniale jeszcze nigdy się  nie bawiłam. Wcale nie chodzi o alkohol, który akurat mnie nie dotyczy (zwyczajnie nie lubię... dobra jest jeden wyjątek..., och będąc na stoku w Italii musicie... no nie ma innej opcji SPRÓBOWAĆ BOMBARDINO- istne szaleństwo, ciepły likier z bitą śmietaną!)

Wracając do mojej wspaniałej zabawy.
 Odpoczęłam i to wcale nie chodzi o odpoczynek fizyczny. Co więcej, zrozumiałam, że w tym całym osłabieniu mojego organizmu chodziło o coś znacznie głębszego... mianowicie byłam już zmęczona stawianiem sobie poprzeczki, której (tak mi się wydaje) wcale nie chciałam przejść. Potrzebowałam oczyścić myśli ze wszystkiego, co do tej pory czaiło się w mojej głowie ''Ciekawe jakie zdjęcie jutro zrobię'' ''Czy to ładnie wygląda?'' ''Czy to się komukolwiek spodoba? ''Dlaczego nie jestem w stanie zrobić progresu w treningu'' ''Dlaczego mam motywować innych, skoro sama cofam się zamiast iść do przodu?'' ''Och Olcia czy ty jesteś autentyczna?".

Nawet najsilniejsi czasami muszą odpuścić. Zawsze najłatwiej dawać innym ludziom dobre rady, ale samemu się do niech stosować...to już istny ultramaraton. Nadal nie wiem co jest przyczyną mojego zamulenia, ale wiem już, że te 10 dni stworzyło małego silnego potworka, który pokonał (i pokona) bardzo dużo.
Na zdjęciu stoję sobie na lodowcu i nigdy nie zrozumiem, co się podczas tego dnia ze mną działo. Emocje, które mi towarzyszyły w tym momencie... coś niesamowitego.
Okrutnie boję się szybkości.... Na rowerze, na skuterze, na motorze i... nartach. Z niewiadomych mi przyczyn (dobra, z wielkiego nieporozumienia) to małe przestraszone dziecko znalazło się w grupie zaawansowanej. Stoki poznała dokładnie każdą częścią swego ciała, a narty prowadziły ją jak tylko chciały.
Lodowiec. To brzmi po prostu przerażająco, a kiedy wiesz, że czeka cię jazda na ''krechę''... Za dużo. Adrenalina rządziła sobie moim układem nerwowym, robiła z nim co chciała. Potrzebowałam chyba takiego wyduszenia z siebie wszystkiego i co by nie mówić, to ten kawałek lodu oczyścił mnie z tych dziwnych krążących w głowie pytań ''A co inni?''.
Boże Święty, Ty jedyny wiesz, jak ja się okrutnie bałam. Poczułam jak bardzo chcę żyć. Żyć po swojemu. Być sobą. Małą, wredną, marudząca, szukającą wciąż czegoś innego, wiecznie zmieniającą zdanie, trochę przesadnie nerwową, ale zwyczajnie sobą.

Udawałam kogoś? Nie, AŻ się pogubiłam. Chciałam, żeby wszystko co robię było idealne, a że nigdy idealna nie będę... to doprowadzało mnie to do nadmiaru złości.Nie chciałam dać sobie widełek na ewentualne błędy. Albo wszystko, albo nic? Nie!  Bez sensu. Jak ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jeszcze nie wiem do końca, w którą stronę chcę iść, ale wiem, że zawsze do przodu!

Te wszystkie dni było po prostu idealne!
Rano pobudka, herbatka, kawka.
Śniadanie.
Stok.
Przerwa, drugieśniadanie.
Stok.
Powrót- spacer/bieganie/odpoczynek.
Obiadokolacja.
Zajęcia.
Pokój.
Cały ten czas spędzony ze wspaniałymi ludźmi. Wygłupy, tańce, poważne rozmowy i trochę mniej, głupawki, śpiewy itd. Cały dzień zupełnie wyłączona ze wszystkiego. Liczyło się tylko tu i teraz. Żadne kolokwium, żadne przygotowywanie jedzenia, planowanie, myślenie o nauce, o następnym dniu, o zaliczeniach. Tylko i wyłącznie TERAZ!
 


\
Nawet sobie nie wyobrażam, ile przez ten czas połknęłam jedzenia :D I w życiu bym nie pomyślałabym, że jestem w stanie zjeść całą pizzę sama :D i być przy tym jeszcze głodna. Co ten sport robi z ludźmi. Czy to się odbiło na mojej sylwetce? Pewnie, że tak, ale spokojna głowa, dajcie mi miesiąc a wszyscy się (łącznie ze mną) zdziwicie! Mam w sobie tyle chęci do działania, ze nic mnie nie powstrzyma! Szczególnie teraz, kiedy znowu mi się przypomina, że to trening jest tym co kocham, a piękne ciało to miły dodatek.


 Kiedy człowiek  nie skupia się na efektach wizualnych, a na rozwoju piękna wewnątrzego, to wszystko przychodzi łatwiej! Jasne fajnie jest mieć płaski brzuch, ale fajniej jest mieć spokój, wiarę, nadzieję, miłość, przyjaźń, czas, ochotę.... Piękno zaczyna się w środku.
Spokój, pokonywanie własnych słabości, wsparcie. LUDZIE.

''Wciąż czynisz wysiłki, by odnieść sukces. Chcesz zaimponować bliźniemu. Zupełnie nie wiesz  inie rozumiesz, że jesteś dobrym człowiekiem. Nie musisz nic robić, żeby udowodnić, że jesteś dobry.''
o. John Sturm SJ

 Każdego dnia zakładać te piękne różowe okulary! No tylko spójrzcie na nas ile w nas szczęscia.
 ''NIE MASZ INNEJ RADOŚCI PRÓCZ TEJ, ŻE ŻYCIE SIĘ TOCZY, LECZ TA WŁAŚNIE WYSTARCZY, BY ŻYĆ.'' Maria Dąbrowska.
Branie z każdego dnia garściami. Wstawianie o świcie, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. W biegu zmieniać ciuchy, by chociaż chwilę poświecić na pasję. To coś wspaniałego, a dzielić się tym z innymi to już istnie szaleństwo!
 Dzielić swoją radość z innymi, oto cały sekret tych uśmiechów. Ciszyć się z możliwości, jakie daje nam życie! Spędzić wspólnie każdą chwilę, podnosić z ziemi (raczej śniegu) kiedy narty uciekły (SAME!) w zupełnie inną stronę. Poczekać, podać rękę. PODZIĘKOWAĆ i BYĆ WDZIĘCZNYM.
Zjadać robaki!
Odkrywać.
Bawić się.
 Podziwiać.
Zachwycać się życiem.
Oddychać.
Żyć
 Uśmiechać się
 Być trochę niepoważnym

BYĆ SOBĄ!

Sandy

Jestem studentką Wychowania Fizycznego na AWFiS w Gdańsku. W swoim życiu miewałam wiele przelotnych pasji, zainteresowań, hobby... jednakże wszystkie po pewnym czasie mijały. Miało to miejsce dopóki nie zaczęłam (głównie przez własne kompleksy) zajmować się sportem, zdrowym żywieniem i ogólnie pojmowanym zdrowym stylem życia. Od tamtej pory nie potrafię wyobrazić sobie swojego dnia bez małej porcji ćwiczeń, czy też biegów.

5 komentarzy:

  1. Absolutnie cudowny i inspirujący post :) Czuć Twoją radość i czuję też, jak udziela się i mnie w poniedziałkowy poranek ;) Widoki wspaniałe. Nigdy na nartach nie jeździłam, sporty zimowe ogólnie mnie nie kręcą, ale widzę że dla samych gór zimą warto ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś jeździłam na nartach, ale przesiadłam się na snowboard, chociaż wyjazdy w góry nie sprawiają mi aż takiej przyjemności jak kiedyś, to wciąż uważam to za świetną sprawę :)
    VIA-MARTYNA.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, ale Ci zazdroszczę, sama pojeździłabym na desce...

    OdpowiedzUsuń
  4. trzymaj się ciepło! brakowało mi Twojej aktywności tu, i na insta ;)

    OdpowiedzUsuń