WRACAMY NA UCZELNIĘ!
JAK
WYGLĄDAŁ MÓJ TRENING?
Poniedziałek:
Wracam do treningów. Dwa tygodnie
"odpoczynku" od biegania i pakerni dały odpocząć, wiec siła jest! Chyba,
ze to siła związana z nowym-drugim rokiem akademickim. W każdym razie.
Wstałałam o 6.30 zjadłam banana z masłem orzechowym i wybiegła. O 7.30 w
stronę Gdańska Głównego... To był zły pomysł Ludzi mnóstwo i wszyscy
z... papierosami! Jak jeszcze jestem wstanie zrozumieć uzależnienie od
słodyczy (którego obżarstwa nie usprawiedliwiam, ale umowny się-
słodycze są pyszne, tak nie rozumiem wciągania tego świństwa do płuc.
Nie o tym? ) Zjadłam śniadanko i pojechała rowerkiem na uczelnię. Byłam
chwilkę. Musiała zrezygnować z wykładów (należę do grupy kujonów i lubię
wykłady)ponieważ miałam badania alergologiczne. Pyłki, kurz itd. nic
się nie zmieniło.Cały czas uczulenie na te wszystkie dziwne przyziemne
sprawy :D Za to już ani śladu po astmie! Tak tak. Miałam (mam) astmę. Z
wszystkim można wygrać! Wieczorem bicki, barki, klata i abs.
Wtorek:
Dzień lektorski, więc odpoczynek. Po nim wybrałam się na 9km biegu. Całkiem fajnie, ale w Gdańsku to mi się zupełnie inaczej biega. Ciężko. Pod górkę :D pochodzę z Kujaw.... tu wszędzie prosto i płasko, wiec każdy pagórek to wyzwanie! Wieczorem, triceps, plecy, ABS.
Środa:
Uczelnia od 8, więc pobudka no 6.00 i wyjście o 7.00.
Powrót późno- kolejne badania alergologiczne tym razem na jedzenie. Wszystko mogę jeść (to nie było na nietolerancję, tylko na uczulenie) wieczorkiem katowałam nóżki!
Czwartek:
Pierwsze zajęcia z psychologii odwołane. Mogłam pobiegać- 5,5km oraz pojechać rowerkiem na zajęcie- 14km w jedną stronę. Odpuściłam siłownię, bo byłam zmęczona oraz nie miałam pomysłu co ze sobą zrobić :D
Piątej:
Uczelnia na 8.15, więc wyjść musiałam o 7.00. Kawa w rękę i jazda! Chciałam w okienku półtora godzinnym pobiegać, ale przemęczenia mnie pokonało. Zasnęłam :D... Wyszedł rest! I droga do domku i Ukochanego!!!
Sobota:
Domek, zakupy, urodzinki kochanej bratowej, godziny w objęciach Ukochanego i bieganie 15km wpadło! Cudnie się biegło. Mój czas. W jesieni kocham biegać. Łapały mnie kołki ale koniec końców było naprawdę łatwo! Telewizor, ramiona Pawła, herbata i kominek. Czego więcej chcieć od życia?
Niedziela:
7.30 pobudka. 8.00 kościółek. Od 9-11 śniadanie :D w domu to się nie da nie jeść :D od 12 bieganko z rodzicami. Pod wiatr,ale później przyjemnie! Las jest cudny. 16,5km. Od 14-16 obiad :D
JAK
WYGLĄDAŁ MÓJ PLAN ŻYWIENIOWY?
Generalnie to całkiem ładnie było. Zauważyła że mama wielki problem z miętowymi "słodyczami". Kupuje mentosy i zjadam całą paczkę, kupuje gumy i zjadam całą paczkę, kupuje tictacki i to samo. Olaboga!
Wpadło kilka cukierków typu ''Michałki''i oraz'' nimm2''.
W weekend były ciasta, czekoladki, herbatnik oraz ''kasztanki'' i ''tikitaki'' I największa słabość czyli paluszki. Domowy obiad- zrazy, ziemniaki, buraczki i ogórki. Generalnie równowaga zachowana .
UZALEŻNIENIA?
Moje uzależnienie. Raczej będzie trwało. Omleto-ciasto marchewkowy. Robię je na oko, ale napisałam dla was kilka opcji. Nie wiem jakie są markosy, które rządzą fit światem...czyli nie jestem fit? Ja przeszłam już na intuicyjne jedzenie i czuje się cudownie bez wagi kuchennej!
PRZEPISY
Uważam, że nadmierna obsesja na punkcie jedzenia to nic dobrego. Nie prowadzi do niczego związanego ze szczęściem i prawdziwą wolnością, a ograniczeniem. Nic się stanie, jeśli nie sprawdzi się makro, zje kilka ciastek. Liczy się uśmiech na twarzy :)
OdpowiedzUsuńMasz RACJĘ! ale ludzie (i ja, może pod innym względem, ale i ja) muszą się jeszcze wiele nauczyć :)
UsuńCzłowiek uczy się przez całe życie. I ja wciąż się uczę, ale zdobywam wiedzę na przestrzeni lat. :)
Usuń:*
Super post! Czy to jest notes z Marilyn Monroe? ;)
OdpowiedzUsuńTo portfel!
UsuńDziękuje!zaprasza częściej💕
Yhym, ja również zapraszam! ;)
Usuń