MARATON


15.05.20116r spełniłam swoje marzenie, przebiegłam 42 km i 195 m. Ale zacznijmy od początku.


Pod wpływem emocji 7 listopada 2015 kupiłam starter.

Nie pytajcie co mną kierowało, chyba szatan mnie opętał. Chciałam mieć również kolekcję 3 medali: z bieg Westerplatte, Półmaratonu gdańskiego oraz Maraton i mam te brzydkie metalowe blaszki :D Już wtedy postanowiłam, że zacznę przygotowania od pierwszego tygodnia stycznia 2016.


Cała niełatwa walka zaczęła się dokładnie 4 stycznia 2016r. Przeszukałam cały internet, przeczytałam mnóstwo artykułów i napisałam sobie plan działania. Problemy zaczęły się już od 14 stycznia. Powoli traciłam siły, na treningach byłam coraz słabsza i nie miałam na nic ochoty. Wcześniej średnia biegu oscylowała w granicach 5,05-5,25 min/km teraz wyczynem było wykręcenie średniej 6,30... truchtałam i marudziłam. Zrezygnowałam z treningów na siłowni, bo chciałam przygotować się do królewskiego dystansu. Porzuciłam jakiekolwiek myśli o jedzeniu, miałam nadzieję, że większa ilość kalorii mi pomorze, ale wcale nie pomogło. W końcu wybrałam się do lekarza. Anemia. Ciężko mi się było z tym pogodzić, bo dbam o siebie jak najlepiej potrafię. Wiele razy mój Paweł mówił mi, że mam się uspokoić, bo jak zjem jeszcze więcej to pęknę. Chciałam po prostu wrócić do zdrowia. W głowie już zrezygnowałam z maratonu tak na początku marca, stwierdziłam, że będę dalej biegła, ale już nie po te 42km tylko po siebie. I wtedy stało się...

 W końcu po 12 tygodniach zmagań z własną na szczęście silna wolą nagle i dla mnie niespodziewanie wszystkie wróciło!

POST Z 22 MARCA: Widzicie tę dziewczynę? Gwarantuje wam, że ona jeszcze namiesza! Miałam wielkie plany co do 2016 roku, wielkie ambicje. Przyszło osłabienie, choroba. I musiałam zwolnić, zmienić wiele w swoim grafiku podboju świta, ale nie mogłam się poddać! Często dzwoniłam do rodziców i mówiła, że "dzisiaj zrobiłam 20" w słuchawce tylko "Nigdy się nie poddasz Olcia? Zwolnij Kochanie! Może sobie odpuść, co?". OK, ZWOLNIĘ, ALE NIGDY SIĘ NIE PODDAM! Dzisiaj poszłam biegać do lasu z moim bohaterem @rozowa.landryna i.... górka której nie mogłam przebiec 2 tygodnie (14 dni tylko 14!) temu... pokonana i to naprawdę z zapasem sił! Laura nic nie powiedziała, wystawiła tylko rękę i dała mi PIĄTKĘ. Wiedziała ile mnie to kosztowało, jak wiele razy musiałam się poddawać, ile wysiłku włożyć w to wszystko. Jeden mały gest a ja leciałam później jak głupia! 5.23 min/km w naprawdę trudnym terenie, przy czym ostatnie 4 km (na 12) zrobione PONIŻEJ 5.00 nawet 4.33! Moje szczęście jest na innej planecie, tak wybuchło! Dziękuję @rozowa.landryna za to, że zawsze we mnie wierzysz i dokładnie wiesz, kiedy mogę więcej, a kiedy należy dać mu spokój i zostawić mnie samą ! Jesteś wielka! Morał? Pamiętajcie, że wszystko mieści się w głowie. Czasami trzeba zmienić priorytety, ale nie należy poddawać się w walce o wielkie marzenia. Zmierzam na szczyt, a tam nie ma windy, czasami nawet i schodków brakuje... Ale nigdy nie brakuje mi motywacji, by iść dalej, przed siebie i ciągle tam wysoko do góry!! "Powinieneś zrozumieć, że porażka nie istnieje. Pamiętaj o tym, a osiągniesz wszystko, co powstanie w Twojej głowie."

Do tego czasu zdążyłam wykręcić 443km. Zdarzyło mi się 3 razy odpuścić niemal 7 treningów pod rząd. Czyli 3 tygodnie poszły w odstawkę. Powoli zaczęłam wracać na siłownię. Chaotycznie, bez ładu i składu, bo nadal myślałam tylko o tym, by zdrowie nie odeszło.

 Pakernia znowu odstawiłam 3 tygodnie przed startem tak dla mojego bezpieczeństwa.

W ciągu przygotowań przepłynęłam na basenie tylko 14km, wiec wcale nie tak często tam gościłam, lub zwyczajnie zapomniałam zapisać te wizytę w dzienniczku.

POST Z 12 KWIETNIA: Czasami bywa ciężko, ostatnio wszystkie treningi robiłam na 100% dawałam z siebie naprawdę bardzo dużo! Dzisiaj musiałam schować dumę w kieszeń, założyć słuchawki na uszy i cieszyć się przez 12 km tym co dookoła. Nie było mowy o trzymaniu tempa, przebieżkach, pobiegać itp. przemęczenie wzięło górę. Dzisiaj wygrała miłość w czystej postaci. Normalnie bym odpuściła. Nie jestem z tych, co zawsze muszą, bo inaczej dzień jest zmarnowany. W innych okolicznościach byłabym w łóżku i spała, ale moje marzenie jest na wyciągnięcie ręki. Już tutaj prawie go mam. Jeszcze 4 tygodnie i zrobię ten maraton, choćby nie wiem co! Droga jest ciężka, ale gra jest warta świeczki! A wam dziękuję, że jesteście ze mną od początku i cały czas wspieracie. Dużo przeszłam, żeby dać radę! Jestem dokładnie taka jak wy, wiec jeśli macie marzenia to nie bójcie się po nie sięgać! To co, kto jest ze mną?

Zdrowie wróciło, co nie oznacza, że zaczęło być łatwo. Treningi są trudne, długie i często wyczerpujące. Nawet sobie nie wyobrażam jak ktoś, kto biegać nie lubi jest w stanie to sobie zrobić. Jak kochając swoja pasję często w głowie przekinałam i stwierdzałam, że mogłam poetką zostać... Sam start to 3,5-5 godzin.... a przygotowania to... niezliczona ilość potu, złości, ale często również mega przyjemności i radości, nie dajcie się oszukać!!!
 

Plan generalnie przewidywał 4-5 dni. Głównie: wtorek, czwartek, sobota i niedziela.

 Wtorek często wypadał na las i trening z moją Laurą.  

Czwartek jakaś zabawa, której nie lubię: przebieżki, skipy itp. później zamieniona na las.  

Sobota i niedziela: luźne i długie wybieganie.  

Przebieg całego tygodnia mieścił się od 40-60km.
+ siłownia chaotycznie
 + basen jak wyszło
  + rozciąganie po bieganiu


Nie było łatwo, skończyłam w czwartek 12.05.2016 z 743km. Dużo? Nie wiem... Mimo, że biegam od 4 lat (z przerwami na kontuzje) oraz z wielką chęcią wypełnienia planu treningowegowego na tyle ile ciało pozwalało, mam wrażenie, że byłam przygotowana tak na 95%. 5% to półmaraton tydzień wcześniej :D Maraton nie jest dla każdego, sama w to nie wierzyłam...
 
POST Z 15.05.2016 Nie wierzyłam w ścianę, w bieg głową, w ból... Wszystko dzisiaj jest inne. Ciężko zaczęło mi się biec już od 27km. Zaczęłam powoli zwalniać. Ekipę 3.45 widziałam do 33 km później mi zniknęli. Największą walka i ściana i brak chęci i okropne bóle w nogach i i iiii... zaczęły się od 36km. Tragedia, człowiek najchętniej by zszedł, rzucił to wszystko, trzasnął drzwiami obrotowymi i się obraził na cały świat. A co działało na mnie jak płachta na byka? "JESZCZE TYLKO" !!! Ja wiem, ja rozumiem, że kibic chce pomóc, ale w maratonie nie ma tylko, w maratonie cały czas jest "AŻ " do 42, 195m każdy centymetr jest aż centymetrem! Biegłam głową, już nawet na 39km chciałam pójść, ale tak czy siak biodra mnie okrutnie bolały, więc wybrałam trucht. Biegłam, bo od stycznia o niczym innym nie marzyłam, jak o tym by BYĆ MARATONCZYKIEM. Gdy zaczynałam biec, przez 3km płakałam. .. ze szczęścia i tak dla wyrównania ostatnie 3 już trochę z bólu. Płakałam... to dużo powiedziane, ale wzruszenie było niesamowite! Nie żałuję niczego, ból przejdzie, a mi już nikt tytułu nie odbierze. Kocham to co robię, nie wiem kiedy to powtórzę, ale zdecydowanie jestem mądrzejszy o doświadczenie! SPEŁNIAJĄCE SWE MARZENIA!

Jest poniedziałek, ja ochłonęłam. Cała noc nie spałam, bo mnie nogi bolały, ale przede wszystkim dlatego, że byłam bardzo podekscytowana. Teraz mam obolałą lewą nogę, ale psychicznie czuje się jak król świata! Niewiele bym zmieniła w swoim przygotowaniu, ale niczego nie żałuje. Biegam dla fanu, nie mam ochoty ścigać się z nikim nawet z sama sobą. Życiówki? Jeśli wstaje W DNIU STARTU i stwierdzam '' Olcia a dzisiaj to ty masz siły na życiówkę!'' to sobie biegnę ile mam tej właśnie siły, bez presji. Lubię rozmawiać z ludźmi podczas biegów, lubię ich zaczepiać, wypytywać, pomagać. Chociażby to że nadaje jak stara katarynka pokazuje, że mam więcej siły niż mi się wydaje... ale wcale nie zależny mi na pucharach. Fajnie jest wygrać, chodzę później jak paw przez tydzień, ale nigdy, NIGDY! nie jest to moim celem. Nikogo nie potępiam, ani nie neguję za inne poglądy, każdy żyje swoim życiem, mi do szczęścia potrzebny jest drugi człowiek a nie statuetka. Wam tylko życzę odnalezienia swojego szczęścia!


Ja swoje znalazłam, w najbliższych, którzy nieustannie pchają mnie do przodu i kibicują w każdej sytuacji, nawet gdy się ze mną nie zgadzają :D 

Tydzień przed- co z tym ładowaniem?

JA ZASTOSOWAŁAM SIĘ DO TEGO CO NAPISAŁ RUNEAT -> Odsyłam do artykułu! TUTAJ

 Od poniedziałku przestałam jeść węglowodany, po to aby go później od czwartku ładować i mieć mnóstwo energii. To tak w skrócie. Była to dla mnie istna męczarnia. Tylko bym spała i myślała o jedzeniu. We wtorek po przedostatnim teningu ledwo doczłapałam się do domu. Dobrze, że moje myśli zaprzątały zajęcia w szkole z dzieciakami, bo tak to bym w ogóle zwariowała! Pękłam już w środę wieczorem, no nie dałam razy, musiałam troszeczkę podjeść! Na cale szczęście przyszedł upragniony czwartek i lądowałam ile wlezie.

SPRAWDZIŁO SIĘ?

Na trasie nie brakowało mi energii ani trochę. Zjadłam dla własnego bezpieczeństwa mus owocowy firmy Kubuś 120g oraz 3 gryzy banana, żeby uspokoić własną psychikę. Piłam wodę na KAŻDYM stoisku, czyli co 2,5km ok 2-3 łyków. Na 39km wypiłam 3 kubki wody.

MOJE ODCZUCIA? 

Jestem z siebie niesamowicie dumna, że mimo wszystko nie zrezygnowałam i poleciałam jak na skrzydłach po marzenie. Cudowna sprawa zrobić coś, czego jeszcze rok wcześniej nie byłaś w stanie sobie nawet wyobrazić. Nikomu tego nigdy nie oddam, co przeżyłam to moje!


SPEŁNIAJCIE SWOJE MARZENIA!

Sandy

Jestem studentką Wychowania Fizycznego na AWFiS w Gdańsku. W swoim życiu miewałam wiele przelotnych pasji, zainteresowań, hobby... jednakże wszystkie po pewnym czasie mijały. Miało to miejsce dopóki nie zaczęłam (głównie przez własne kompleksy) zajmować się sportem, zdrowym żywieniem i ogólnie pojmowanym zdrowym stylem życia. Od tamtej pory nie potrafię wyobrazić sobie swojego dnia bez małej porcji ćwiczeń, czy też biegów.

4 komentarze:

  1. Uwielbiam twoje podejście do biegania, inspirujesz innych, nie każdy ma taki dar, podziwiam za maraton( sama planuje na października pierwszy) ❤️ Dużo energii do realizacji dalszych marzeń

    OdpowiedzUsuń
  2. o Boże, gratuluję! Podziwiam takich ludzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Podziwiam Cię, jesteś wielką inspiracją!
    VIA-MARTYNA.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam i mega, mega gratuluję! :*

    OdpowiedzUsuń