MÓJ TYDZIEŃ

To był bardzo dziwny tydzień! Obolała, niechcemisię oraz zmęczona Ola. Mniej więcej tak to wyglądało. Dałam radę, ale w weekend coś ewidentnie kompletnie rozłożyło mnie na łopatki! Choróbsko!
Od poniedziałku do niedzieli towarzyszyły mi jakieś małe lub większe domowe wypieki, które koniecznie musiałam zjeść, więc moje menu było bardzo słodziutkie :)
SŁABO!
Nie odkryłam niczego nowego, nie zajadałam się niczym, co by mnie od siebie uzależniło (poza cukrem prostym) oraz niczego nie polecam.
NUDA!
JAK WYGLĄDAŁ MÓJ TRENING?


PONIEDZIAŁEK:
Dzień zapowiadał się leniwie, ale zapomniałam jak szalona bywa moja rodzinka. Po wielkim śniadaniu (opisywałam na instagramie :D) pojechałyśmy na rowerki, później biegusiem nad jeziorko. Całkiem przyjemnie, bez większych problemów. Plaża, jedzenie, pływanie, ognisko, sen- musiał być! Po drzemce ubieramy ciuszki sportowe i… jakoś wrócić trzeba. Już tak kolorowo nie było- kiełbaski przewracały się we wszystkie strony w naszym (moim i mamusi) brzuszku :D

WTOREK:
Miało być aktywnie, ale po poniedziałkowym marotonie sportowym chciało mi się tylko.. JEŚĆ! Ale zmotywowana smskiem od przyjaciółki zrobiłam sobie trening górnych partii!

ŚRODA:
Jakoś tak poszedł dziwnie ‘’lekko’’ ten trening! Aż byłam zdziwiona, że wiem jak się nazywam a nawet mogłabym jeszcze dać z siebie z 20 pajacyków :D To się chyba nazywa ‘’dobry dzień’’! Zakwasy odrobinkę mam, ale to dobrze- boli rośnie! Przynajmniej wiem , że trening był :D
Wieczorny wypad na rolki z ukochanym zawsze super sprawa!

CZWARTEK:
Jeszcze o ile wycieczka rowerowa pod wiatr była przyjemna… tak biegłam tylko siłą woli. Zaczęły się dla mnie te ciężkie dni w których chce mi się jeść i spać. 
PIĄTEK:
Rest. Nie dałam rady ruszyć palcem. Spacerki były, ale to tyle. Marudziłam, jadłam i czekałam aż pójdę spać, a gdy już się położyłam… zasnąć nie mogłam! Ot tak wyglądał mój piąteczek!

SOBOTA:
Ochocho. Jedzenie, sen, jedzenie, sen… Zmusiłam się chyba do treningu (czego zdecydowanie nie lubię!) Zawsze robię to z wielką przyjemnością->teraz  (jak w przypadku czwartku) była to siła woli!
Wieczorem… już się zaczęło. Coś mnie ewidentnie ‘’bierze’’. Wieczorne 38,5* i brak snu chyba to potwierdził.

NIEDZIELA:
Cholera by wzięła to jak bardzo jestem upartym człowiekiem. Rodzice idą biegać… Ja mam gorączkę, bóle mięśni, stawów, ale JA nie pójdę? No i pobiegłam. NA SZCZĘŚCIE zmniejszyłam dystans i nie leciałam na złamanie karku za moją familią.

JAK WYGLĄDAŁ MÓJ PLAN ŻYWIENIOWY?

W poniedziałek i wtorek młóciłam żarełko  jak krówka na łące :D Chyba wygłodniałam, jakbym z rok nie jadła! W środę się uspokoiłam, było bardzo ładnie! :D Ale… Później znowu  rządziły mną domowe pączki, muffiny, rogaliki…. Nie było szans. Ten tydzień był dla mnie ciężki! Mimo, że bardzo miły-> moje kubki smakowe szalały, ale brzuszek również! :D Kompletnie NIE FIT! SŁABO.


OBY NASTĘPNY TYDZIEŃ OBFITOWAŁ W DŁUŻSZĄ NOTKĘ :*

Sandy

Jestem studentką Wychowania Fizycznego na AWFiS w Gdańsku. W swoim życiu miewałam wiele przelotnych pasji, zainteresowań, hobby... jednakże wszystkie po pewnym czasie mijały. Miało to miejsce dopóki nie zaczęłam (głównie przez własne kompleksy) zajmować się sportem, zdrowym żywieniem i ogólnie pojmowanym zdrowym stylem życia. Od tamtej pory nie potrafię wyobrazić sobie swojego dnia bez małej porcji ćwiczeń, czy też biegów.

5 komentarzy: